Pracownicy Łaskiego Domu Kultury postanowili sprawdzić, jak we współczesnym świecie odbierana jest poezja i rozwiesili na słupach w miejskiej przestrzeni, fragmenty wierszy. W efekcie uzyskali: zdziwienie, zaskoczenie i zatrzymanie przechodniów.
- Tam, gdzie zwykle mijamy wszystko w pośpiechu, nagle ludzie stanęli by czytać! – mówi Marta Hołyńska z Łaskiego Domu Kultury – i dodaje - Kultura nie powinna mieć żadnych barier i ograniczeń, powinna być dostępna dla wszystkich. W Łaskim Domu Kultury wpadliśmy na pomysł żeby na słupach informacyjnych w mieście pojawiły się plakaty z twórczością poetycką. Chcieliśmy przez to trafić, do jak najszerszej liczby odbiorców. To był nasz manifest miłości do kultury i języka. Ludzie spacerujący, wracający ze szkoły lub pracy mieli okazję zatrzymać się na chwilę i spotkać z poezją : Czesława Miłosza, Jerzego Harasymowicza, Wisławy Szymborskiej, Agnieszki Osieckiej, ale także zagranicznych poetów takich jak Walt Whitman, Sylvia Plath czy William Shakespeare – mówi koordynatorka akcji.
Wiersze znalazły się w mieście, na słupach przy ul. Jana Pawła II, Batorego, Narutowicza, 9 Maja, Jodłowej, Zielonej oraz Cisowej.
Na każdym z nich zawisło od 6 do 8 utworów; bo choć poezja nie krzyczy, to potrafi jednak przyciągnąć uwagę , o ile oczywiście da się jej szansę. Akcja cieszyła się zainteresowaniem i wielu przechodniów , czasem po prostu przypadkowo, dołączyło do grona tych, którzy polubili poezję na nowo.
Przeprowadzona akcja nosiła tytuł ŁASKawaPoezja i towarzyszył jej konkurs na najlepszą interpretację wiersza. Uczestnicy wyzwania mieli za zadanie wyrecytować wiersz dowolnego autora lub własny, do tego nagrać film i przesłać do organizatorów. Wyzwanie cieszyło się zainteresowaniem, a laureaci konkursu właśnie dziś otrzymają nagrody.
al. tg, arch.
W niedzielę zmieni się rozkład lotów z łódzkiego lotniska. Przynosi on wiele atrakcyjnych propozycji dla podróżnych. To więcej połączeń i nowe możliwości. Zmienią się dni, godziny i częstotliwość połączeń. Dzięki temu podróżowanie z Łodzi stanie się jeszcze wygodniejsze.
Linia Ryanair zwiększa liczbę lotów do Mediolanu Bergamo. W kwietniu do Włoch polecimy sześć razy w tygodniu, a od maja do października pięć razy w tygodniu. Bergamo jest lotniskiem przesiadkowym, które otwiera drzwi do dalszych podróży. Tak częste połączenia pozwolą na wygodne przesiadki i loty przez Bergamo na przykład do słonecznej Portugalii czy Hiszpanii oraz egzotycznej Afryki Północnej.
Również niemal codziennie można będzie latać do Londynu Stansted. Pozostają w ofercie uwielbiane przez mieszkańców regionu połączenia do Alicante i Malagi. Latem można będzie także latać do Birmingham, Brukseli Charleroi i Dublina.
26 kwietnia wystartuje sezon letnich czarterów. Jako pierwszy poleci samolot czarterowy do tureckiej Antalyi. Można więc spędzić będzie długi majowy weekend na Riwierze Tureckiej. Przez cały sezon wakacyjny z Łodzi do Antalyi będzie latać tygodniowo osiem samolotów. To zapewni duży wybór terminów i komfort podróży.
Nowością w ofercie biur podróży jest Albania. Loty do Tirany będą w każdy piątek. Miłośnicy greckich klimatów również znajdą coś dla siebie. Z Łodzi można będzie latać na trzy wyspy: Kretę (Heraklion), Rodos i Zakynthos. To doskonała okazja, by odkryć grecką kulturę, skosztować lokalnej kuchni i odpocząć wśród malowniczych krajobrazów.
W zeszłym roku dużym powodzeniem cieszyły się czartery do Tunezji, która powróciła do łask po dłuższej przerwie. Również w tym roku ten kierunek jest w ofercie łódzkiego lotniska. Samoloty będą wozić turystów na lotnisko Enfidha.
Ofertę czarterową z Łodzi mają wszystkie największe biura podróży. Zorganizowane wyjazdy można wykupić także we wszystkich agencyjnych biurach w Łodzi i regionie.
Nowe połączenia i większa częstotliwość lotów sprawiają, że łódzkie lotnisko staje się coraz lepiej skomunikowanym punktem na lotniczej mapie Europy.
AK
Czego szukamy na targu wiosną? Świeżych warzyw – młodziutkiej sałaty, rzodkiewek, świeżego szczypiorku i szpinaku. Za ich smakiem tęsknimy przez całą zimę. Na rynkach „Prosto od rolnika” w Łodzi wiosenne nowalijki oferuje m.in. Kamil Staroń, który w Żelechlinie (pow. tomaszowski) od 10 lat prowadzi ekologiczną uprawę warzyw.
Miniaturkowe rozsady wyglądają, jakby na ziemi usiadły setki zielonych motyli. Tylko, że każde „skrzydełka” to wkrótce główka kapusty. Tak samo „siebie” nie przypominają kiełkujące papryki czy ogórki. Teraz, na przełomie marca i kwietnia to ledwo wystające z ziemi mikroskopijne listki, ale na lato wyrosną z nich dorodne warzywa. Co najważniejsze, wszystkie hodowane w sposób ekologiczny, bez chemii i sztucznych nawozów.
Całe gospodarstwo zajmuje 3 hektary we wsi Żelechlin, w gminie Żelechlinek w powiecie tomaszowskim. – W porównaniu do innych gospodarstw, to taki ogródek – żartuje Kamil Staroń, który rolnictwem zajmuje się od dziecka. – To tradycja z dziada pradziada, na tej ziemi pracował mój dziadek, teraz ja.
Wykształcenie też ma rolnicze, bo ukończył wydział ekonomiczno-rolniczy Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Jak przyznaje, zawodowa wiedza procentuje. – To połączenie rolnictwa, ekonomii, handlu i marketingu, czyli wszystkiego, co jest potrzebne, żeby wyprodukować i sprzedać – podkreśla.
Zaczynał, jak wspomina, tradycyjnie. Odbiorcami upraw były sklepy, hurtownie i sieci handlowe. Wszystko sprowadzało się do tego, żeby produkt wyhodować jak najtaniej. Dekadę temu doszedł „do ściany”, gdy niżej się nie da zejść z kosztami, ale rodzinę trzeba utrzymać. Zaczął więc sprzedawać swoje warzywa na rynkach, detalicznie i to właśnie klienci indywidualni namówili go na uprawy ekologiczne. Pytali, jakie stosuje nawozy, czy jego warzywa są pryskane, czy można je bezpiecznie dawać dzieciom. – Sam miałem małe dzieci, więc uznałem, że to jest dobry kierunek – mówi i zdradza swoją filozofię: – Ziemia potrafi wydać plon bez sztucznych nawozów, rośliny potrafią się obronić bez pestycydów, choć odbywa się to kosztem części zbiorów, ale musimy się pogodzić, że dzielimy się tym z naturą. Strata jest wpisana w rachunek.
I tak krok po kroku przestawił swoje gospodarstwo na w pełni ekologiczne. Nawóz? Tylko obornik. Ochrona przed szkodnikami? To co urośnie, to jest. Nasiona? Tylko certyfikowane, uzyskane z ekologicznych hodowli. Efekt? Nie zawsze proste i według „jednego wzoru” marchewki czy pietruszki, ale za to czyste od chemii, soczyste i naturalne. W pełni sezonu to jędrne pomidory, pękate bakłażany i prawdziwe w smaku swojskie ogórki.
W gospodarstwie „Kamilove ekowarzywa” asortyment dyktuje przyroda. Na różnokolorowe papryki czy cukinie jeszcze trzeba poczekać, ale w najbliższą sobotę na rynku „Prosto od rolnika” będzie można kupić wyrwane prosto z ziemi rzodkiewkę i szpinak. Lada moment będą też sałaty, potem szczypior i kolejne warzywa.
- Zaczynamy od tych upraw, które wychodzą z ziemi jako pierwsze i najlepiej radzą sobie z niską temperaturą, a w tym roku wszystko będzie wcześniej, nasiona mogłem wysiewać już w styczniu – opowiada pan Kamil, któremu w gospodarstwie pomaga cała rodzina: rodzice, żona i dzieci. Synowie sieją warzywa, a córka także robi zdjęcia na profil na Facebooku.
Gospodarstwo można od razu poznać po tunelach wokół domu – są i przed i za budynkami. Przy drodze teraz rosną szpinak, rzodkiewka i sałaty, ale jak już się skończy sezon na nowalijki, zastąpią je ogórek i fasola, które teraz kiełkują w tunelach za domem. Asortyment jest szeroki, taki jak zapotrzebowanie klientów. Są pomidory, papryki, bakłażany, brokuły, różne odmiany selera i kapusty, jarmuż, cukinie, ziemniaki, marchew, pietruszka i wiele innych.
Na „Rynku prosto od rolnika” gospodarstwo jest od początku. Jak mówi Kamil Staroń, sobotnie ryneczki są odpowiedzią na potrzeby tych rolników, którzy nie chcieli sprzedawać przez pośredników. – Rolnikowi ciężko jest znaleźć sobie takie miejsce, zwłaszcza mi, gdy nie mam ciągłości sprzedaży przez cały rok, bo mój asortyment jest sezonowy i u mnie nie można kupić wszystkiego naraz. Ciężko jest wystawiać się na wielu rynkach, bo tam są rezerwacje – dodaje.
W Łodzi klientów ma stałych, tak samo jak u siebie, w Żelechlinie. Przychodzą do gospodarstwa i wychodzą z rzodkiewką prosto z tunelu. Ale tak samo jest na rynkach, bo pan Kamil wstaje w nocy, żeby klienci w Łodzi mieli świeży towar. Zresztą wszystko tu dyktuje natura – prace są prowadzone do zmroku lub właśnie o bladym świcie, do tego wszystko odbywa się ręcznie. Z myślą o swoich uprawach, pan Kamil hoduje też pszczoły – to główne zapylacze dla ogórków. – Miód ma wielokwiatowy, sprzedałem już w grudniu. Jak rozmawiam i innymi i narzekają, że mają za dużo i nie mogą sprzedać, to mówię: przejdź na ekologię. A oni: kto by się chciał bawić… - opowiada.
Od niedawna w gospodarstwie są jeszcze dwa króliki – pan Kamil wymienił je za propolis. Mimo, że są pilnowane, jednemu zdarzyło się uciec i …testować sadzonki. Właściciel „Kamilove ekowarzywa” ma więcej pomysłów na swoją działalność. Chciałby żeby tunele były częściej odwiedzane przez klientów, żeby mogli uczestniczyć w całym procesie. – Najbardziej by mi zależało na pieleniu – żartuje.
Dwa rynki „Prosto od rolnika” w Łodzi działają w każdą sobotę. Jeden jest przy Porcie Łódź, a drugi przy Manufakturze (wjazd od ul. Piwnej). Pierwsi dostawcy i klienci pojawiają się ok. godz. 7 a sprzedaż trwa do ostatniego produktu, czyli do południa.
kw
fot. Michał Tuliński
Tauron Liga. Zacięte pierwsze dwa sety i demolka w ostatnim - tak przebiegała rywalizacja w ćwierćfinale play-off na linii ITA Tools Stal Mielec – ŁKS Commercecon. Dziś łodzianki wygrały na wyjeździe 3:0, wyrównując stan rywalizacji 1:1. Losy awansu do półfinału rozstrzygną się w niedzielę w Łodzi.
Pierwszy set przypominał rollercoaster. Drużyny seriami zdobywały punkty, a sytuacja na parkiecie zmieniała się jak w kalejdoskopie. Początek upłynął pod dyktando ŁKS. Po obiciu bloku przez Natalię Mędrzyk było już 11:6 dla łodzianek. Kolejne minuty upłynęły jednak pod znakiem pościgu mielczanek, które znalazły sposób na powstrzymanie Weroniki Gierszewskiej, atakującej Wiewiór i szybko doprowadziły do remisu (po 13). Co prawda łodzianki wyszły na prowadzenie 16:14, ale w odpowiedzi oglądaliśmy pięciopuntkową serię Stali, w której ofensywie zaczęła punktować Oliwia Sieradzka. Przy stanie 21:18, gospodynie już witały się z gąską, ale wówczas niesamowitą serię 7:0 zanotowały Wiewióry, wygrywając partię.
W drugiej odsłonie począwszy od stanu 5:5, warunki zaczęły dyktować przyjezdne. Gospodynie miały problemy z dokładnym rozegraniem piłki, nieskuteczna była Sieradzka, co pozwoliło łodziankom na zbudowanie niewielkiej przewagi. Mielec jednak cały czas utrzymywał kontakt z rywalkami, nie pozwalając na odskoczenie na więcej niż 2-3 oczka. Skuteczne obicie bloku przez Gierszewską dało ŁKS setballa (24:21). Gospodyniom udało się obronić jedną piłkę, ale potem Aleksandra Kazała zepsuła zagrywkę i kolejna partia padła łupem łodzianek.
Przegrane dwa sety pozbawiły mielczanki wiarę w odwrócenie losów spotkania i trzecią partię ŁKS rozpoczął mocnym uderzeniem 8:2. W kolejnych minutach prowadzenie rosło, ale potem w grę łodzianek wkradło się rozprzężenie, co pozwoliło rywalkom na odrabianie strat. Przy stanie 16:9, zaniepokojony sztab szkoleniowy łódzkiego klubu wziął czas, po którym gra wróciła do normy. Wiewióry trzymały partię po kontrolą i dowiozły prowadzenie do końca.
Wygrana bardzo cieszy, ale myślami jesteśmy już przy niedzielnym spotkaniu – powiedziała Marlena Kowalewska, rozgrywająca ŁKS, MVP spotkania – Wierzyłyśmy, że uda się odnieść zwycięstwo na trudnym terenie, bo jest w nas wiara we własne umiejętności.
ITA TOOLS Stal Mielec – ŁKS Commercecon Łódź 0:3 (21:25, 22:25, 17:25)