Władysław Stanisław Reymont. Nasz noblista
czwartek, 30 stycznia 2025Był postacią barwną i ciekawą. W dzisiejszych czasach niejednokrotnie lądowałby na pierwszych stronach kolorowych gazet. I choć jego życiorys ma całkiem sporo białych plam, jedno jest pewne - jest pisarzem bardzo blisko związanym z naszym województwem. Wycieczka po regionie jego śladami to plan na ładnych kilka tygodni.
- Życie Reymonta to gotowy materiał na bardzo ciekawy film, a jeszcze lepiej serial. I to taki, który w dużej mierze dzieje się w miejscowościach naszego województwa - mówi Anna Stanisławska z działu zbiorów regionalnych Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łodzi.
Stanisław Władysław Reyment (zmienił nazwisko i kolejność imion około 1889 roku) urodził się 7 maja 1867 roku we wsi Kobiele Wielkie niedaleko Radomska. Był jednym z siedmiorga dzieci wiejskiego organisty Józefa Reymenta. Dzieciństwo spędził w Tuszynie, gdzie rodzina przeniosła się, kiedy miał rok. Józef Rejment był stosunkowo zamożny i miał ambicje zapewnienia dzieciom wykształcenia. Z Stanisławem Władysławem szło mu najgorzej. Mały Staś miał zostać organistą, jak ojciec, ale nie interesował się muzyką. Nie miał też serca do nauki w szkole. Edukację zaczął w Będkowie (powiat tomaszowski) w szkole elementarnej u niejakiego Pachniewicza.
- Ale nauczyciel, mówiąc delikatnie, był trunkowy. Reymont nie spędził tam zbyt dużo czasu - opowiada Jolanta Dominikowska z działu zbiorów regionalnych WBP w Łodzi.
Uczył się w wielu szkołach, próbował na przykład dostać się gimnazjum w Łodzi, ale nie został przyjęty. Był uczniem niezdyscyplinowanym, młodym człowiekiem z głową w chmurach. Aby zapewnić mu fach, ojciec wysłał go w końcu do stolicy, do zakładu krawieckiego. Tam w 1883 roku Reymont ukończył Warszawską Szkołę Niedzielno-Robotniczą. Został czeladnikiem, a na egzaminie pokazał komisji uszyty przez siebie frak. Podobno całkiem nieźle leżał. Jednak krawcem przyszły pisarz także nie chciał być.
- Nie oznacza to jednak, że był człowiekiem niewykształconym. W grę wchodziła pewnie edukacja domowa. Jego ojciec był organistą, wuj matki był księdzem. Był chłonny wiedzy, korzystał z wielu bibliotek - tłumaczy Jolanta Dominikowska.
Aktor, medium, dróżnik
Zanim zaczął zarabiać pisaniem, imał się różnych zajęć. Próbował został zakonnikiem - do zakonu w Gidlach, miejscowości, w której urodzili się jego ojciec i dziadek, nie został przyjęty ze względów formalnych. Bezskutecznie próbował odbyć też nowicjat na Jasnej Górze. Gdy miał mniej więcej 18 lat zapragnął został aktorem. Zaciągnął się do wędrownej trupy teatralnej, która przemierzała nasze województwo, występując m.in. w Ozorkowie, Łęczycy, Skierniewicach. Grał pod pseudonimem Urbański. Debiutował w „Barkaroli" Mariana Gawalewicza. Ale aktorem był ponoć fatalnym.
- Przeszkodą mogła być też wada wzroku. Na scenie nie nosił okularów, więc zdarzały mu się zabawne przygody. Na przykład zamiast do wyjścia szedł do szafy - opowiada Anna Stanisławska.
W końcu ojciec wystarał się dla niego o posadę niższego funkcjonariusza Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. I tej pracy Reymont nie lubił. Nudził się na małych stacyjkach w Rogowie, Krosnowej, Lipcach. Kilka razy znów uciekał do teatru. Nie przelewało mu się w tym czasie. Pomieszkiwał w okolicznych wsiach. W Przyłęku Dużym, gdzie pracował jako robotnik kolejowy, mieszkał w drewnianej chałupie Antoniego Lewandowskiego. W Krosnowej mieszkał w domu Kłębów przy torach i pracował jako pomocnik dozorcy plantowego. W Skierniewicach mieszkał w domu Kwiecińskich przy ul. Nowej (dziś Lelewela), na facjatce. Monotonia pracy na kolei sprawiła, że zaczął pisać wiersze, nowele i opowiadania będące zapiskami z codzienności. Jego ambicje literackie otoczenie traktowało z szyderstwem. Ale był świetnym obserwatorem, miał dobre ucho. Nie włączał się do rozmów, wołał słuchać, przez co miał opinię człowieka mrukliwego.
Gdy pracował w Skierniewicach, zaopiekował się nim Wincenty Wejher, przełożony. To była dobrze sytuowana rodzina, z której wywodzili się również założyciele Wejherowa na Pomorzu. Mieszkali w dworku modrzewiowym przy ul. Floriana 4. Pani Wejherowa dokarmiała go, gdy leżał w szpitalu na zapalnie płuc, które mogło być wynikiem osłabienia spowodowanego niedożywaniem. Plotka głosi, że Reymonta połączył płomienny romans z córką Wejherów.
W sytuacjach najbardziej dramatycznych wracał na łono rodzony. Zwłaszcza odkąd jego ojciec kupił stary młyn w miejscowości Prażki-Wolbórka na rzece Miazdze.
W 1890 roku związał się z adeptem wiedzy tajemnej, niejakim Puszowem. Poznał go w bufecie kolejowym w Rogowie. Razem wyjechali do Niemiec szerzyć spirytyzm. Ten okres zaowocował między innymi powieścią „Wampir”.
W 1892 roku Reymont wysłał na ręce Ignacego Matuszewskiego do warszawskiego Głosu nowelę „Śmierć" oraz trochę korespondencji. I, ku swojemu zaskoczeniu, zadebiutował. Kilka następnych nowel przyjęła krakowska „Myśl". To dodało mu odwagi. Bez grosza przy duszy wyjechał do Warszawy, by żyć z pisania. Był koniec 1894 roku. Napisał i opublikował kilkanaście nowel zebranych później w tomach „Spotkanie", „Sprawiedliwie", „W jesienną noc". Przełomem w karierze literackiej stał się reportaż „Pielgrzymka na Jasną Górę". Felietony z pielgrzymek pisywał w rodzinnej Wolbórce. Pierwsza powieść, „Komediantka", pojawiła się na łamach Kuriera Codziennego w 1895 roku. Wykorzystał w niej swoje przygody i obserwacje z czasów aktorskich.
Kiedy jego sytuacja materialna się poprawiła, dużo podróżował. W latach 90. XIX wieku odwiedził Londyn, Berlin, Włochy i Paryż. W Paryżu zawarł cenne znajomości literackie, m.in. ze Stanisławem Przybyszewskim, Stefanem Żeromskim.
Wypadek, który okazał się zrządzeniem losu
Zlecenie na napisanie „Ziemi Obiecanej” przyjął w 1896 r. Podczas zbierania materiałów mieszkał m.in. w domu przy ul. Wschodniej, jadał w restauracji hotelu Victoria przy ul. Piotrkowskiej (dziś to kino Polonia), przesiadywał w cukierni Aleksandra Roszkowskiego przy Piotrkowskiej.
- Ponoć zatrudnił się na tydzień w jednej z fabryk. Przyjechał zachwycony Łodzią, ale gdy poznał miasto, zaczęło go przerażać - mówi Anna Stanisławska.
Powieść została opublikowana w latach 1897-98 na łamach Kuriera Warszawskiego i stanowi przejmujący obraz rozwijającej się młodej kapitalistycznej metropolii – okrutny i demoniczny.
Nad „Chłopami” pracował w latach 1892-99. Wrócił wówczas do Lipiec, ale wykorzystywał również obserwacje z czasów, gdy jako robotnik kolejowy mieszkał tu w domku lokalnego dróżnika.
Sytuacja materialna Reymonta zmieniła się diametralnie po katastrofie kolejowej, którą przeżył w roku 1900 we Włochach pod Warszawą. Dostał za ten wypadek duże odszkodowanie. Według pogłosek znajomy lekarz znacznie wyolbrzymił jego obrażenia w dokumentach dla komisji lekarskiej. Ale fakt, że Reymont długo się leczył po wypadku. Między innymi w Krakowie, gdzie opiekowała się nim znajoma, Aurelia Szabłowska. Opiekunka rozwiodła się z dotychczasowym mężem, wyszła za pisarza i wprowadziła porządek w jego niespokojne życie. W 1901 roku Reymont otrzymał niebotyczne jak na owe czasy odszkodowanie: 38.500 rubli. Dla porównania Żeromski za swoją pierwszą książkę dostał 75 rubli, a Orzeszkowa za jeden tom powieści brała 100 rubli.
Bywalec dworów i pałaców
Przez wszystkie te lata często bywał w Łódzkiem. Był gościem licznych dworków i pałaców. Kilka miesięcy mieszkał w Nieborowie w domu jednego z administratorów. Przygotowywał wówczas trylogię historyczną „Rok 1794". Podczas pobytu korzystał z bogatej biblioteki pałacowej, lubił przechadzać się po ogrodach w Arkadii. Pisząc trylogię korzystał też z księgarni K. Kuleszy przy Starym Rynku w Łowiczu, a w tutejszym Pałacu Generała Klickiego, gdzie podczas insurekcji kościuszkowskiej był sztab, odkrył wyryty w kamieniu napis „Nil Desperandum". Posłużył on jako tytuł do drugiego tomu trylogii. W Łowiczu poznał także Władysława Grabskiego, słynnego ojca reformy walutowej, który zaprosił go do swojego dworku w Borowie. Bywał na dowrze Walewskich w Tubądzinie, na dworze Radońskiego w Kobierzycku miał własny pokój, w którym mieszkał podczas każdego pobytu. Często odwiedzał Sieradz i okolice. Te wizyty zaowocowały zakupem dworu w Charłupi Wielkiej. Mieszkał tu w latach 1912-1913. Ale nie czuł się dobrze jako gospodarz i w końcu sprzedał dwór.
Bywał w pałacu Pstrokońskich w Małkowie, między Sieradzem i Wartą. Tu tutaj stanął pierwszy na świecie pomnik Reymonta autorstwa znanego rzeźbiarza Stanisława Jagmina. Na początku lat 30. XX wieku ufundowały go panie Pstrokońskie - matka i córka. Po kilku latach pomnik skradziono. Został odtworzony w latach 60., ale w 2012 roku znów padł łupem złodziei. Prawdopodobnie został sprzedany na złom.
W 1920 roku autor Chłopów kupił majątek w miejscowości Kołaczkowo. Żywo interesował się kinematografią, o czym świadczy jego zaangażowanie w tworzenie pierwszej polskiej spółdzielni kinematograficznej. Zmarł w Warszawie 5 grudnia 1925, rok po tym, jak został laureatem literackiej Nagrody Nobla za powieść „Chłopi”.
Przypominamy, że w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łodzi (ul. Gdańska 100/102) można oglądać wystawę poświęconą Reymontowi, zwłaszcza jego związkom z naszym województwem.
aa