Podczas półfinału igrzysk czuliśmy to samo, co Tomek Fornal

sobota, 5 października 2024

Z Grzegorzem Łomaczem, wicemistrzem olimpijskim w siatkówce, rozgrywającym reprezentacji Polski i PGE GiEK Skry Bełchatów rozmawia Maciej Mroczyński.

O tym, jak ważny jest medal olimpijski, który przywiózł pan z Paryża, świadczy chociażby powitanie jakie urządzono panu w Bełchatowie. Ale wróćmy jeszcze na chwilę na igrzyska. Jaki klimat panuje w wiosce olimpijskiej?

Sportowcy reprezentujący wszystkie dyscypliny są zgromadzeni w jednym miejscu, dlatego na każdym kroku można tam poczuć olimpijski klimat. Są sportowcy z innych krajów, można spotkać znane osoby, zjeść z nimi obiad w stołówce. Takie właśnie są igrzyska.

Eksperci od początku stawiali Polskę w gronie faworytów. Dobrze weszliście w ten turniej. Kiedy poczuliście, że to może skończyć się medalem?

Już przed turniejem czuliśmy, że nas na to stać. W zasadzie każdy wieszał już nam ten medal na szyi. Z poprzednich imprez przywoziliśmy medale, nie mieliśmy tylko tego upragnionego, olimpijskiego. Igrzyska to jednak specyficzny turniej, przede wszystkim jest zupełnie inny poziom emocji. Tym bardziej cieszymy się z tego srebra.

Jeśli już mówimy o emocjach, co się działo w szatni po meczu półfinałowym?

Musiałbym opowiadać przez dobę, a i tak nie byłbym w stanie oddać tej atmosfery. To była mieszanka nastrojów. Amerykanie w zasadzie witali się już z gąską. Wiedzieliśmy, że wygraliśmy niesamowity mecz. Wyszarpaliśmy zwycięstwo charakterem, wolą walki. Cieszyliśmy się, że mamy medal, a jednocześnie już myśleliśmy o meczu finałowym. Bo był to ostatni krok, który chcieliśmy zrobić.

Jak na Was podziałały słynne, choć nieparlamentarne słowa Tomasza Fornala wypowiedziane podczas półfinału?

Takie słowa padały podczas tego meczu z ust Tomka wielokrotnie. Pojedynek na takim poziomie to wielkie emocje i każdy próbuje się mobilizować na swój sposób. Padają więc i niecenzuralne słowa, to nie jest żadna tajemnica. Wtedy nie słyszeliśmy tego, co mówił. Wszyscy byliśmy w amoku, naładowani emocjami. Tak jak Tomek poczuliśmy krew, chcieliśmy wygrać ten mecz i głęboko wierzyliśmy, że nam się uda.

Po ogłoszeniu listy powołań na igrzyska nie brakowało krytycznych opinii pod pana adresem, a dziś jest pan bohaterem. Czyta pan opinie kibiców o sobie?

Nie czytam, ale niektóre do mnie docierają, bo nie da się o tym po prostu nie wiedzieć. Ale nie zawracam sobie tym głowy. Cieszę się, że teraz jest bardzo miło, wielu ludzi mnie wspiera, gratuluje i to jest przyjemne.

Za nami pierwsze mecze Plus Ligi. Czy to prawda, co  mówią o trenerze Skry, Gheorghe Cretu, że jest bardzo pracowity? Że u niego siatkówka jest na pierwszym, drugim i trzecim miejscu?

Dodałbym jeszcze , że na czwartymi miejscu również. To człowiek całkowicie oddany swojej pracy. Jeżeli wchodzi w jakikolwiek projekt, oddaje całego siebie. To widać  i myślę, że każdy w drużynie to potwierdzi. Ogromnie się cieszę, że taki trener pojawił się w naszym środowisku. Wiążę duże nadzieje z tym, że Bełchatów może w tym sezonie lekko namieszać.

Czy to, że Skra nie gra w pucharach będzie dla was handicapem?

Na pewno trochę tak. Mamy więcej czasu na przygotowanie się do meczów. Z drugiej strony przecież po to się rywalizuje w lidze, żeby grać w europejskich pucharach.

 

Grzegorz Łomacz reprezentuje barwy Skry Bełchatów od 2017 roku. 2 października 2024 r. rozegrał swój pięćsetny mecz w Plus Lidze. Trzykrotny olimpijczyk z: Rio de Janeiro (2016), Tokio (2021) i Paryża (2024), skąd przywiózł srebrny medal.