Z dnia na dzień czuję się lepiej
poniedziałek, 30 marca 2020Z Bartoszem Kowalskim*, pierwszym w Łódzkiem pacjentem wyleczonym z Covid-19, rozmawia Maciej Petrycki.
Zdrowy?
Tak, jestem już zdrowy. Po wyjściu ze szpitala czułem się trochę osłabiony, ale z dnia na dzień jest coraz lepiej.
Trudno nie spytać o początki Pana choroby. Wspominał Pan, że dodatni wynik testu na koronawirusa był totalnym zaskoczeniem. Czy dobrze rozumiem, że nie miał Pan typowych dla Covid-19 objawów?
Gdy pojawiły się pierwsze objawy, miałem informacje, że infekcja zaczyna się kaszlem pochodzącym z dolnych dróg oddechowych. U mnie zaczęło się to zapełnieniem zatok i szczypaniem gardła, więc sądziłem że to nie koronawirus. Tak naprawdę zbyt dużo nie wiemy o tej chorobie, żeby mówić o czymś na sto procent, a każdego dnia można przeczytać, o coraz to nowszych objawach.
Jak choroba rozwijała się u Pana?
Wszystko zadziało się bardzo szybko. We wtorek, z godziny na godzinę, czułem się gorzej. Po południu pojawił się kaszel, pod wieczór stan podgorączkowy. Rano skonsultowałem się ze swoją przychodnią telefonicznie. Gdy opisałem symptomy, wysłali mnie od razu do szpitala. Gorączka wzrastała, osiągnęła pułap 38,5 stopnia, a ja zostałem umieszczony w izolatce. I tak jak się to szybko zaczęło, tak też zaczęło ustępować. W ciągu tygodnia zniknęła gorączka, kaszel pojawiał się coraz rzadziej, a hospitalizacja przedłużała się tylko przez ciągle pozytywne wyniki testu na obecność wirusa. Dopiero po dwóch tygodniach 4 i 5 test przyniosły wreszcie wyniki negatywne.
Próbuję sobie wyobrazić, co Pan czuł tuż przed wynikami testu. Strach, a może jednak nadzieja, że wszystko będzie dobrze? Bał się Pan o ludzi, z którymi Pan pracował?
Prawda jest taka, że w pierwszej chwili nie dopuszczałem do siebie myśli, że wynik wyjdzie pozytywny. Dzień przed wysłaniem mnie do szpitala, zacząłem czuć się gorzej, ale nie sądziłem, że będzie to Covid-19. Dla własnego spokoju i w trosce o osoby, które mają ze mną kontakt, postanowiłem na wszelki wypadek poddać się testowi, ponieważ pracuję z wieloma osobami. Kiedy się okazało, że jednak wynik jest pozytywny, starałem się poinformować znajomych,. Co mnie bardzo zaskoczyło, wielu z nich już wiedziało o tym, że jestem chory. Zanim się z nimi skontaktowałem.
Czy ludzie, z którymi miał Pan kontakt, przebywają obecnie na kwarantannie?
Tak, przebywają, bądź przebywali. Niektórym zdążyła się ona już skończyć. Niektórzy muszą natomiast poczekać, aż organizm pokona infekcję, ponieważ ich testy, niestety, dały wynik pozytywny.
Jak przebiegało pańskie leczenie? Pytam o to, ponieważ nie ma jeszcze leku na koronawirusa , a jedynie takie, które wspomagają leczenie.
Tak, nie ma jeszcze leku, który działa bezpośrednio na wirusa. Kiedy wylądowałem w szpitalu, zasugerowano mi, że pacjentom w moim stanie podaje się Arechin. Zdecydowałem się spróbować. Był to moment, kiedy oficjalnie ten tek nie funkcjonował jako środek wspomagający w zwalczeniu infekcji. Dopiero po paru dniach resort zdrowia ogłosił go oficjalną częścią kuracji. Dodatkowo lekarze proponowali paracetamol do obniżenia gorączki, tego jednak nie brałem, uznałem, że podwyższona temperatura może okazać się pomocna przy zwalczeniu infekcji, a nie była zbyt uciążliwa.
Czy faktycznie opieka nad Panem w szpitalu przypominała sceny z filmu „Epidemia”? Ludzie w kombinezonach i maskach, Pan w izolatce?
Tak to wyglądało, ale trzeba pamiętać, że sytuacja tego wymaga. Tylko zachowując tak restrykcyjne procedury jesteśmy w stanie zapanować nad tym wszystkim.
Rodzina, bliscy? Miał Pan z nimi jakiś kontakt?
Gdy tylko test wyszedł pozytywny, rodzina oraz bliscy objęci zostali kwarantanną. Mieliśmy kontakt telefoniczny oraz przy pomocy komunikatorów internetowych. Tak się akurat złożyło, że kiedy wyszedłem, ich kwarantanna również się zakończyła. Przy okazji okazało się, że ich testy przyniosły wynik negatywny.
Jak długo trwał Pana pobyt w szpitalu?
Równo dwa tygodnie
Oczywiście lekarze i pielęgniarki to zawodowcy, ale jednak ciekawi mnie, w jaki sposób traktowano Pana, kiedy okazało się, że jest Pan zarażony?
Lekarze i pielęgniarki, którzy się mną opiekowali, byli bardzo serdeczni i troskliwi. Każde wejście do mnie oznaczało rozpoczęcie wymaganej procedury bezpieczeństwa: zakładanie kombinezonów i masek. Ale proszę mi wierzyć, pod tymi bardzo nieludzkimi ubraniami, czułem ich współczucie i chęć pomocy. Bardzo często pytali, czego potrzebuję i w razie konieczności po porostu do mnie wchodzili i wszystko przynosili.
Kiedy zrobiono Panu test wykluczający koronawirusa, dużo było emocji?
Emocje były głównie przy pierwszych testach, tych, które wychodziły pozytywne. Zwłaszcza po trzecim było trochę rozczarowania, bo czułem się już nieźle i sądziłem, że wszystko już ze mną w porządku. Przy dwóch ostatnich testach, które na szczęście wyszły negatywne, starałem się podjeść do tego wszystkiego dużo spokojniej, żeby rozczarowanie było mniejsze.
Dziękuję za rozmowę.
*Nazwisko i imię wyleczonego pacjenta zostało zmienione na jego prośbę