W 2017 roku podczas remontu kościoła, dokonano niezwykle ciekawego odkrycie. Odnaleziono blisko stuletnią butelkę, a w niej list od lututowskich antenatów. Chcieli podzielić się z przyszłymi pokoleniami niezwykłą chwilą.
W 1927 roku na wieżach miejscowej świątyni zostały bowiem ponownie zainstalowane dzwony kościelne. Ponownie, bowiem w 1918 roku mieszkańcy wsi musieli je ukryć przed Niemcami. W czasie I wojny światowej Niemcy bardzo potrzebowali surowców na potrzeby przemysłu zbrojeniowego i szukali ich gdzie się da. Nie gardzili nawet sztućcami czy świecznikami. Dzwony robione były z mosiądzu, który był niezbędny do produkcji dział. Niemiecka administracja prowadziła niekiedy specjalne punkty skupu surowca. Tak naprawdę było to miejsce gromadzenia zarekwirowanych rzeczy, Polacy niechętnie przekazywali prywatny lub publiczny dobytek. Kradzież dzwonów z kościelnych wież uważano za świętokradztwo.
Dlatego mieszkańcy Lututowa postanowili dzwon ukryć. Był dla nich o tyle cenny, został ufundowany ze składek lokalnej społeczności. Na konspiracyjnym zebraniu zdecydowano, że zostanie ukryty w stodole jednego z gospodarzy. Należało to jednak zrobić w sposób przemyślany, aby Niemcy nie domyślili się kryjówki. W stodole wykopano dół o średnicy odpowiadającej dzwonowi, który został w nim zakopany. Schowek został dla niepoznaki przykryty stosami siana.
Niemcy nie mogąc znaleźć dzwonu, wpadli w szał. Przeprowadzano rekwizycje w każdym gospodarstwie, przeszukiwano stogi siana. Nie odkryto przemyślnej skrytki. Na mieszkańców spadły represje. Część z nich została aresztowana i wysłana do obozów jenieckich. Do domów wrócili dopiero po wojnie. Swoje poświęceni okupili zdrowiem, ale warto było - niecałą dekadę później byli świadkami, jak w Lututowie rozbrzmiewało bicie ich dzwonu.
Powyższą historię możecie przeczytać w książce Magdaleny Kopańskiej: Sekrety Wielunia, Praszki i Wieruszowa