Karnawałowe tradycje w Łódzkiem ciągle żywe

piątek, 17 stycznia 2025

Trwa karnawał, czyli czas zabawy, zimowych balów i korowodów przebierańców. Większość z nich ma swoje tradycje w zwyczajach ludowych. W wielu częściach województwa mieszkańcy odtwarzają dawne obrzędy m.in. związane z kolędą, która trwa do 2 lutego oraz z ostatkami, czyli pożegnaniem czasu hucznych imprez.

Jeśli nie we Wenecji, i nie w Rio de Janerio, to karnawał tylko w Łódzkiem i do tego na ludowo. W całym województwie z początkiem stycznia ruszyły bale m.in. kostiumowe, jedyna do dziś kultywowana forma zabawy z bogatego dziedzictwa karnawałowych tradycji w regionie. Przed laty na balach np. maskowych czy charytatywnych bawiono się w miastach, a mieszkańcy wsi mieli swoje obrzędy m.in. chodzących po domach przebierańców, rytuały i zabawy przynoszące powodzenie pannom i kawalerom na wydaniu. Wielu mieszkańców pamięta te zwyczaje, które dziś odtwarzają tylko zespoły ludowe, uczestnicy warsztatów etnograficznych lub uczniowie szkół. Przebierańców w Łódzkiem można już spotkać rzadko, choć w ostatnich latach odwiedzali m.in. starostwa powiatowe w Piotrkowie Trybunalskim, Bełchatowie, mieszkańców Zadzimia (pow. poddębicki) czy w Chrzanowic (pow. radomszczański).

- Te zapustowe zwyczaje i tak lepiej przetrwały w naszym regionie niż kolędowe – mówi Olga Łoś, etnograf z Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. Jak dodaje, powodów, które doprowadziły do zapomnienia charakterystycznych, karnawałowych obrzędów jest wiele: postępujące wyludnianie się wsi, rozwój technologii, które stały się naszą nową rozrywką czyli zmiana sposobu życia współczesnych pokoleń i sama rola obrzędów, które kiedyś były związane z wierzeniami dotyczącymi np. płodności czy urodzaju ziem, a dziś są po prostu atrakcją.

A jak to kiedyś bywało?

Miś spod Sieradza

Najwięcej obrzędów karnawałowych w Łódzkiem kojarzy się z regionem sieradzkim.  Przez lata było tu popularne kolędowanie, czyli chodzenie po wsi kolędników z Herodem lub szopką przedstawiających scenki rodzajowe związane z narodzeniem Jezusa. Razem z Herodem chodzili też m.in. Żyd, Anioł i Śmierć. Znacznie dłużej przetrwały i cieszyły się większą popularnością przejścia przebierańców, którzy pojawiali się pod koniec karnawału, w czasie tzw. ostatków. Ten obrzęd, tak jak kolęda, był związany z zapewnieniem dobrobytu i urodzaju rolnikowi w nowym roku, a także płodności, zarówno uprawom, jak i mieszkańcom.

- Zapustnicy, bo tak się nazywali, zaczynali chodzić od chałupy do chałupy pod koniec karnawału. Orszak był dość niepoprawny politycznie, bo byli w nim: Żyd, Cyganka, Dziad, Baba i Miś, a każda z postaci miała swoją rolę: Dziad obcałowywał panny, Cyganka wróżyła, Baba próbowała coś ukraść, Żyd zabierał to, co Baba ukradła, a Miś rozrabiał - opowiada Paweł Kieroń, etnograf z Muzeum Okręgowego w Sieradzu.  Miś, którego przebranie było wykonane z grochowin, to jedna z maszkar zapustnych, które miały przywoływać wiosnę, dlatego, jak dodaje Paweł Kieroń, zdarzało się palenie grochowin, co było dawaniem sygnału zimie, żeby już sobie poszła.

Sieradzki miś zapustny, utrwalany w tradycji przez wielu twórców ludowych, stał się inspiracją dla kultowego już „Misia” Stanisława Barei. Jednym z artystów wykonujących maszkary był Stanisław Kałuziak z wsi Chojne pod Sieradzem. Współpracował m.in. z Cepelią, gdzie trafiały jego prace i to prawdopodobnie w ten sposób natrafili na kukłę filmowcy, a potem dotarli dla pana Stanisława, który wykonał misia na „miarę możliwości” polskiego kina. Misie pana Stanisława do dziś można oglądać w sieradzkim muzeum – największy ma ok. 2,5 metra.

mat_2.jpg

Karnawałowe tradycje na sieradzkiej wsi to nie tylko zapustnicy. Czas tuż przed wielkim postem upływał na zabawach z sutym poczęstunkiem i tańcami. W okolicach Goszczanowa popularny był zwyczaj, który przywędrował do Łódzkiego ze Śląska, czyli babski comber (od słowa cembrowina, który oznacza krąg). Była to „babska” impreza, podczas której młoda mężatka musiała się wkupić w łaski doświadczonych gospodyń. Później do pań dołączali panowie, a młody mąż musiał wykupić swoją drugą połowę. Takiego „cymbra” urządzano m.in. w Poniatowie pod Goszczanowem, gdzie starsze stażem mężatki na wózku z poduchą woziły po wsi młode gospodynie. Tradycja była żywa do 1973 roku, choć jeszcze później Gminny Ośrodek Kultury w Goszczanowie, dwukrotnie ją odtworzył. – Pierwszy raz w 2003 roku, drugi w 2005, ale później już nie było mieszkańców, którym zależało na tym obrzędzie. Ci najstarsi odeszli, nowi nie znali zwyczaju - przyznaje Renata Pawlak, dyrektor GOK w Goszczanowie.

mat_3.jpg

Były też zabawy dla starych panien i kawalerów. Dla tych pierwszych był Podkoziołek. Była to zabawa w  ostatkowy wtorek, podczas której panny musiały odkupić swoją winę, za to, że nie wyszły jeszcze za mąż. Centralnym punktem była figurka Koziołka (chłopca), w której cebule symbolizowały płodność. Był też talerz (położony  pod Koziołkiem), na który panny wrzucały pieniądze.

Męską wersją zabawy był Siemieniec, popularny m.in. w powiecie łaskim. Był to obrzędowy taniec mężczyzn w karczmie lub chałupie, podczas którego żonaty już mężczyzna smagał ich batem lub miotłą, a cały rytuał miał zapobiegać kładzeniu się zboża. Dziś ten obrzęd odtworzył i promuje Zespół Pieśni i Tańca Dobroń, który dodatkowo, zabiega o wpisanie widowiska na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego. – Już jesteśmy po wszystkich uzgodnieniach i konsultacjach, teraz czas na kwestie formalne, czyli złożenie wniosku – mówi Maciej Rzepkowski z zespołu.

Zespół_Dobroń.jpg

Siemieniec to dziś jedna z głównych wizytówek artystów, będzie go można obejrzeć – cały obrzęd wraz z kończącymi widowisko przebierańcami – już 25 stycznia podczas koncertu noworocznego w Dobroniu.

Oprócz Siemieńca w regionie sieradzkim i panowie i pary tańczyli na „len” i na „konopie”, czyli tańce na urodzaj.  Panowie skakali na konopie, a panie na len. Skacząc w parach, jedna osoba była podparcie dla drugiej, która mogła wtedy wyżej skakać. Obrzęd utrwalił na swoim obrazie „Kozoki sieradzkie. Na konopie” w z 1970 roku.

 Kusoki, czyli ostatki po opoczyńsku

W regionie opoczyńskim końcówka karnawału upływała pod hasłem kusoków. Były to huczne zabawy od Tłustego Czwartku do wtorku przed Środą Popielcową, organizowane na tłusto i suto, bo za pasem był 40-dniowy post. Jak pisał w swoich opracowaniach Jan Łuczkowski, etnograf i wieloletni dyrektor Muzeum Regionalnego w Opocznie, w czwartek podawano pieczono pączki i placki, a na wtorkową kolację jajecznicę na kiełbasie. Mieszkańcy dobrze przygotowywali się do biesiad m.in. w niektórych wsiach w poniedziałek zbierano słomę lub siano na opłacenie grajków, izba była udekorowana, a w zabawie uczestniczyli wszyscy mieszkańcy. Podczas zabawy młode mężatki wkupywały się do grona już doświadczonych, były tańce na urodzaj i obijanie starych kawalerów.

Od ponad ćwierćwiecza kusoki, ale w bardziej współczesnej formie organizuje gmina Opoczno, a od kilku też powiat opoczyński. To spotkanie i zabawa z udziałem Kół Gospodyń Wiejskich, które w ten sposób podsumowują poprzedni rok. W tym roku gminne Kusoki w Kraśnicy zaplanowano na połowę lutego. Tradycyjnie stoły będą uginać się od smakołyków przygotowanych przez gospodynie m.in. pierogów, potraw z kapusty, pączków i faworków, zagrają zespoły ludowe, a panie z KGW przyjmą podziękowania za swoją działalność i promowanie kultury opoczyńskiej.

Tradycją także tej części województwa byli przebierańcy, którzy chodzili „dom po domu”. Zawsze był Żyd, diabeł, Cygan, Cyganka i niedźwiedź. Ten kto odgrywał tę rolę, był owijany grochowinami, pod którą była mocowano deskę chroniącą przed uderzeniami poganiacza podczas widowiska. Niedźwiedzia – na łańcuchu lub sznurku – prowadził Cygan, który go poganiał i temperował, bo to miś był zawsze gwiazdą przedstawienia i trzymały się go figle. Swoją rolę miał też diabeł, który był umazany czarną pastą lub sadzą. Z czasem wśród przebierańców pojawiały się też inne postacie m.in. doktor, bocian, baba. 

Mali_Lubochnianie.jpg

Ten obrzęd w ubiegłym roku odtworzył w Brenicy Młodzieżowo-Dziecięcy Zespół Pieśni i Tańca „Mali Lubochnianie” działający przy Gminnym Centrum Kultury w Lubochni. Przebrane dzieci i młodzież obeszły całą Brenicę. Był miś prowadzony na postronku, diabeł, Żyd, Cyganki i bocian. Były tradycyjne przyśpiewki przebierańców:  "Kowole, kowole, okujta nam koła (…) oj jedzie od Lubochni kompania wesoła (…) z wesołą muzyką, ze śpiewem i tańcem (..) oj idą od Lubochni same przebierańce."

Bale dobroczynne i nie tylko

W zachodnio-południowej części województwa popularne były dobroczynne bale karnawałowe. Takie zabawy często odbywały się w międzywojniu i zwykle miały szczytny cel. Jak mówi Gabriela Górska z Muzeum Historii Miasta Zduńska Wola, organizowano je przy okazji zbiórek np. na straż pożarną lub ubogie dzieci. Najczęściej były to bale bardzo eleganckie lub kostiumowe, a jedna z pierwszych tego typu imprez odbyła się w Zduńskiej Woli w hotelu Rathego (dziś to siedziba Sanepidu) w 1909 roku. Popularne były też bale kostiumowe dla dzieci.

Muzeum stara się przybliżyć te tradycje najmłodszym mieszkańcom miasta i powiatu podczas warsztatów, na których przygotowywane są np. kotyliony. – Okazuje się, że dzisiejsze dzieci praktycznie nie wiedzą o co chodzi, gdy opowiadamy o dawnych zwyczajach. Ostatnie „ostatki” na naszym terenie to lata 90 – mówi Gabriela Górska.

kw

Mat.jpg