Bogu na chwałę, ludziom na pożytek. Następcy św. Floriana świętowali dziś w Tomaszowie

sobota, 28 maja 2022

Świątek, piątek, środek nocy czy środek obiadu – gdy zabrzmi sygnał, zrywają się i biegną do remizy lub na zbiórkę, bo ktoś czeka na pomoc. W sobotę, 28 maja, zarówno zawodowcy, jak i strażacy ochotnicy wzięli udział w Wojewódzkich Obchodach Dnia Strażaka połączonych z jubileuszem 30-lecia Państwowej Straży Pożarnej w Polsce. Były wyróżnienia, awanse i podziękowania, bo to dzięki ich służbie i oddaniu, mieszkańcy województwa mogą spać spokojnie.

Uroczystości rozpoczęła msza święta w kościele św. Antoniego Padewskiego, którą odprawił bp. Ireneusz Pękalski. Po mszy pododdziały, prowadzone przez orkiestrę OSP w Kwiatkowicach, przemaszerowały na plac Tadeusza Kościuszki. Tu zorganizowano część oficjalną strażackiego święta. Wzięli w niej udział: nadbryg. Krzysztof Hejduk, zastępca komendanta głównego PSP, nadbryg. Grzegorz Janowski, komendant wojewódzki PSP w Łodzi, nadbryg. w stanie spoczynku, dh Tadeusz Karcz, prezes Zarządu Oddziału Wojewódzkiego Związku OSP RP w Łodzi, generał brygadier w stanie spoczynku, dh Wiesław Leśniakiewicz, wiceprezes Zarządu Głównego ZOSP RP, Błażej Spychalski, doradca prezydenta Andrzej Dudy, posłowie Piotr Polak, Robert Telus, Antoni Macierewicz i Grzegorz Lorek, Krzysztof Ciecióra, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz samorządowcy z całego województwa z gospodarzami wydarzenia na czele: Marcinem Witko, prezydentem Tomaszowa i Mariuszem Węgrzynowskim, starostą tomaszowskim.

Samorząd Województwa Łódzkiego reprezentowali wicemarszałek Zbigniew Ziemba, Iwona Koperska, przewodnicząca Sejmiku Województwa Łódzkiego oraz radni: Ewa Wendrowska, Dorota Więckowska, Janusz Ciesielski i Waldemar Wojciechowski.

Wojewódzki Dzień Strażaka był okazją do wręczenia wyróżnień, awansów oraz odznaczeń m.in. Krzyży Zasługi i medali za długoletnią służbę przyznanych przez Prezydenta RP, a także decyzji o przyznaniu świadczeń ratowniczych z tytułu wysługi lat w OSP. 

Dla strażaków były to uroczystości szczególne, jubileuszowe, bo w tym roku Państwowa Straż Pożarna w Polsce obchodzi 30-lecie powstania, a ZOSP RP świętuje 100-lecie istnienia.

- Spotykamy się, aby docenić i wyróżnić tych, którzy tworzyli i tworzą ochronę przeciwpożarową w naszym województwie. Na przestrzeni 30 lat nastąpił olbrzymi skok rozwojowy: zmienił się sprzęt, ale również zakres działań. Straż pożarna stała się służbą ratowniczą, a działania gaśnicze to tylko 20 procent interwencji, jakie obecnie podejmujemy. Rozwój cywilizacyjny i zmiany klimatu spowodowały, że w ciągu ostatnich 20 lat liczba interwencji wzrosła trzykrotnie. Musiało to pociągnąć za sobą zmiany systemowe. Dzisiejszy strażak to strażak uniwersalny umiejący gasić pożary i udzielać kwalifikowanej pierwszej pomocy. To również ratownik, który umie podjąć podstawowej działania z zakresu ratownictwa specjalistycznego zaczynając od technicznego, wysokościowego, poszukiwawczo-ratowniczego, a kończąc na działaniach na wodzie czy radiacji – mówił nadbryg. Grzegorz Janowski.

Komendant przypomniał też ogromne zaangażowanie strażaków w walce z pandemią czy ostatnio w pomocy dla Ukrainy. Z województwa łódzkiego na Ukrainę wyjechało już 140 palet sprzętu i 19 samochodów gaśniczych. 

- To wszystko dar serca łódzkich strażaków. W ciągu jednej dobry potrafiliśmy na granicę dostarczyć taki sprzęt, żeby koledzy z Ukrainy mogli gasić pożary spowodowane agresją rosyjskiego najeźdźcy – podkreślił.

Wojewódzkie Obchody Dnia Strażaka zakończyła defilada pododdziałów zarówno straży zawodowej, jak i pocztów sztandarowych OSP.  Za strażakami przejechały pojazdy pożarnicze, począwszy od wysłużonych poloneza caro i żuka z 1989 roku po najnowszy sprzęt, jakim dysponują komendy PSP w Łódzkiem. Ostatnim akcentem obchodów był pokaz gaszenia pożaru… domowego, czyli garnka z wrzącym olejem.

O tym, że straż pożarna, to nie praca, ale pełna oddania służba, świadczy przykład rodziny Rytychów z Przygłowa w pow. piotrkowskim. Na 43 jeżdżących do akcji druhów OSP w Przygłowie, 17 osób to członkowie jednej strażackiej familii. Wszystko zaczęło się ponad 100 lat temu, od nieżyjącego już Grzegorza Rytycha. Był nie tylko jednym z założycieli jednostki, ale też wypożyczał do akcji swojego konia. Potem „Bogu na chwałę, ludziom na pożytek” służyli jego synowie Józef i Władysław, wnuki, prawnuki, a teraz praprawnuki. Najmłodsze pokolenie jeszcze w straż się bawi, ale za chwilę dołączy do rodziców, cioć i wujków. – Najmłodsza wnuczka ma roczek, ale już rozpoznaje dźwięk syreny – śmieje się Michał Rytych, wnuk Grzegorza, a dziś senior rodu z Przygłowa.

W gotowości są świątek, piątek. Mieszkają blisko siebie, niemal po sąsiedzku i ramię w ramię jeżdżą do pożarów, wypadków i innych wezwań. Strażacką oprawę mają nawet śluby – do kościoła młodzi jadą zabytkowym wozem pożarniczym, a pan młody do ołtarza idzie w mundurze. Z pięciorga dzieci Michała Rytycha, przez ćwierć wieku naczelnika jednostki, a od 2 lat wiceprezesa, tylko jedna córka, Magda, nie jeździ do akcji, bo wyprowadziła się do Wrocławia. – Ale jej dzieci, jak tu przyjeżdżają, to biorą udział w zawodach – mówi dumny dziadek.

Pozostali: Agnieszka Abratkiewicz, Kasia Skowrońska (razem z mężem Zbyszkiem), Aneta Kolasińska (razem z mężem Bartkiem, obecnym naczelnikiem jednostki) i Jakub Rytych, są czynnymi druhami, a jedyny syn pana Michała jest nawet zawodowcem i był komendantem miejskim PSP w Piotrkowie.  W OSP Przygłów służy też rodzeństwo Michała Rytycha i ich dzieci. Siostra Barbara Marecka od lat odnosi sukcesy w pożarniczych konkursach fotograficznych i plastycznych, a brat Władysław jest kustoszem sali pamięci jednostki, która powstała w 1918 roku. Strażacką rodzinę tworzą również dzieci pani Barbary: Małgorzata, Michał i Ania (autorka książki o jednostce) oraz dzieci pana Władysława: Rafał, Marta i Łukasz z żoną Martyną. – Rafał mieszka najdalej, bo w Barkowicach, ale jak dzwoni syrena, to zawsze zdąży dojechać – chwali pan Michał.

Życie Rytychów jest, chcąc nie chcąc, podporządkowane straży. Na dźwięk syreny wszyscy wybiegają „podrzucając” dzieci babci Mariannie, żonie pana Michała. – Mama nie należy do jednostki, ale nigdy się nie skarżyła. Ma bardzo ważną rolę, bo ktoś musi zostać na miejscu, gdy wszyscy jadą pomagać – śmieje się Jakub Rytych. Sprawy jednostki to temat każdego rodzinnego spotkania. Często zdarza się też, że święta, czy inne rodzinne uroczystości są przerywane, bo jest wezwanie. Ostatnio pierwsze do wozów dobiegają druhny. – Dziewczyny bardzo mocno się angażują – podkreśla Bartłomiej Kolasiński. – Na 146 wszystkich wyjazdów z ubiegłego roku, brałem udział w 110. Żona Aneta – w 103.

W strażackim duchu dorasta też najmłodsze pokolenie. Starsze wnuki pana Michała należą do jednostki oraz do młodzieżowej drużyny pożarniczej, młodsze na razie tylko bawią się sikawkami, ale to kwestia czasu, aż pójdą w ślady rodziców. – Myślę, że nikt nie żałuje, bo sami sobie takie życie wybraliśmy – mówi z dumą Michał Rytych.

kw

fot. Adam Staśkiewicz